
Po ponad roku (nielicząc jednego tekstu o wycieku danych z Ubera, którym jednak nigdzie się nie chwaliłem) wróciłem do pisania bloga. Skąd taka długa, niezpowiedziana przerwa?
Myślę, że głównie przez zmęczenie tematyką. To o czym pisałem przestało mnie interesować na tyle by móc napisać nowy i ciekawy (z mojego punktu widzenia) tekst.
Zmęczyłem się także osobami, które przeczytały zbyt wiele książek Briana Tracy’ego i napompowały amerykańskimi przekonaniami i motywacyjnymi frazesami. Nie twierdzę, że wśród moich czytelników były takie osoby, chociaż pewnie też się trafiały. Zmęczyłem się nimi w życiu, dlatego nie chcę by moi czytelnicy takimi osobami się stawały.
Dodatkowo wiele poprzednich moich artykułów przestało być spójnych z moją wiedzą i przekonaniami. 70% z nich poleciało do kosza. W trakcie 2017 roku stałem się też bardziej krytyczny wobec stylu i zawartości merytorycznej. Dlatego teksty, które zostały, czeka albo kapitalny remont, albo kosz.
Skąd ten trudny powrót do blogowania?
Następstwem mojego zmęczenia jest zmiana tematyki. Mógłbym założyć bloga od początku, tym bardziej, że jak na przedstawiciela świata marketingu przystało mam swoją imienną domenę michaljanota.pl. Przywiązałem się jednak do marki Wyższy Bieg i wierzę, że niektórzy również. Dlatego póki co nie planuję otwierać nowego bloga. Poza tym same przenosiny były by zbyt pracochłonne, jeśli chciałbym korzystać z wcześniej wypracowanych pozycji w wyszukiwarkach.
Zrezygnować ze starych tekstów też zupełnie nie chcę. Kilkanaście z nich przeczytano ponad 5 tysięcy razy (najpopularniejszy Jak mądrze wykorzystać studia? – 18 066 razy do momentu pisania tych słów), co uznaję za solidny wynik.
Dlatego Wyższy Bieg pozostaje Wyższy Biegiem, ale zmienia się nie do poznania. Będzie blogiem o marketingu i komunikacji, a także o błędach poznawczych, o tym jak Twój mózg jest wyprowadzany w pole przez marketerów lub, jeśli jesteś marketerem, o tym jak wyprowadzić w pole mózgi klientów. Czasem przeczytasz tu teksty na zupełnie inne tematy – jak chociażby teraz – ale będą to tematy, które uznaję za interesujące.
Czuję przez to, że buduję ten blog od początku. Większość moich dotyczczasowych czytelników wszak interesowała się bardziej biznesem czy produktywnością. Dlatego cały czas spodziewam się silnego odpływu osób z mojej strony na Facebooku, chociaż jak na początek jest całkiem nieźle.
Pierwsze dwa posty, które już opublikowałem wygenerowały największe w historii mojej strony zasięgi organiczne. W czasach, gdy większość marketerów narzeka na zmiany w algorytmach Facebooka, które ograniczają bezpłatny zasięg do niemal 5% osób lubiących stronę, mi udaje się wycisnąć 60% zasięgu. Kiedyś otwierałem szampana, gdy przekraczał on 40%. Mam jednak świadomość, że 60% to i tak mniej niż osiągają inni, dlatego w tym wypadku ograniczam się do lekkiego uśmiechu. Tym bardziej, że może to być tylko zachęta muszącego się ostatnio gęsto tłumaczyć Facebooka.
Cieszy mnie też fakt, że po roku przerwy, gdy niemal wszyscy czytelnicy o mnie zapomnieli, udało mi się szybko odzyskać autorytet w Waszych oczach. Po mojej recenzji książki Radka Kotarskiego, aż 21% osób postanowiło przejść na stronę sprzedażową tejże książki. Zdaję sobie sprawę, że do poczytności na poziomie 5 tysięcy dużo mi teraz brakuje, przez co ciężko wyciągać jeszcze wnioski o skuteczności mojej zachęty, ale to kolejny lekki uśmiech na mojej twarzy.
A co księgarnią?
Dinozaury wśród moich czytelników pamiętają zapewne moją księgarnię, która zniknęła wiele miesięcy temu (i której już nie będzie). Tutaj też jestem winny Wam wyjaśnienie.
Przez pewien czas miałem okazję zajmować się od strony marketingowo — PRowej książkami w wydawnictwie, które wydawało większość pozycji, które w mojej księgarni sprzedawałem. Do tego zarządzałem ich księgarnią internetową, która skupiała się na książkach biznesowych.
Po pierwsze nieładnie z mojej strony byłoby od 9 do 17 walczyć o przychody jednej księgarnii, a po godzinach prowadzić konkurencyjny biznes. Po drugie prowadząc te księgarnię, doszedłem też do wniosku, że taki biznes nigdy nie będzie w stanie zapewnić mi satysfakcjonującego dochodu (nie żebym wymagał milionów monet, ale po prostu lubię bez stresu jeść i płacić rachunki).
Jeśli natomiast ciągle interesują Was moje rekomendacje książek, to na pewno nie przestanę ich wplatać w swoje artykuły.
To tyle jeśli chodzi o to co chciałem Ci przekazać. Prafrazując klasyka: gdybym miał więcej czasu napisałbym krótszy post. Ale wyszło mi tyle tekstu, że choć pierwotnie miał on się pojawić tylko na Facebooku, postanowiłem opublikować go tutaj.
Dzięki, że mnie czytasz. Do następnego!